Architektura monumentalna, przyciągająca uwagę swoimi rozmiarami nie jest wymysłem ostatnich dziesięcioleci. Podobnie jak historia ludzkości obfituje w niesamowite zwroty wydarzeń, tak historia architektury – w budowle zadziwiające swoim rozmachem i wizjonerstwem.
Widok wspaniałych piramid, wyłaniających się z pustynnego krajobrazu Egiptu, nawet dzisiaj, w dobie drapaczy chmur, wywiera na widzach niezwykle silne wrażenie. Można sobie jedynie wyobrazić, jak głębokim strachem i podziwem jednocześnie, napawał on starożytnych Egipcjan, których życie przesiąknięte były mistycyzmem i wiarą w boskie wcielenie faraonów. Piramidy nie są jedynymi budowlami, wznoszącymi się ku niebiosom. Biblijne opowiadanie o Wieży Babel do dzisiaj inspiruje zarówno historyków jak i architektów. Jakkolwiek nigdy jej nie odnaleziono znanych jest szereg innych budowli tego typu. zigguraty, bo taką noszą nazwę, wznoszono w Babilonii.
Najsłynniejszy z nich, świątynia Marduka z XVII w. p.n.e. miała wysokość niebagatelną, bo aż 90 m. Mieszkańcy Babilonu uważali ja za bramę wiodącą do boga (Bab-ilu). Wędrując przez wieki znajdziemy wiele przykładów architektury, która w sensie dosłownym jak i w przenośni pnie się ku sklepieniom niebieskim, jak np. 52-metrowy minaret przy meczecie w Samarze czy mające 107 metrów wieże katedry w Chartres. Wszystkie te budowle, z jednej strony wzbudzają podziw dla budowniczych, którzy przy ich wznoszeniu korzystali z niezwykle prostych, żeby nie rzec prymitywnych narzędzi. Piramidy wznoszono z wykutych ręcznie gigantycznych bloków kamiennych (największe maja masę dochodzącą do 30 ton), które wciągano na kolejne stopnie piramidy po tworzonym dookoła niej nasypie. Wspaniałe budowle starożytnej Petry, Nabatejczycy wykuli w piaskowcu prostymi narzędziami kamieniarskimi.
Z drugiej jednak strony budowle te zwracają uwagę brakiem proporcji pomiędzy rozmiarami zewnętrznymi, a wielkością przestrzeni użytkowej. Piramida Cheopsa, największa z trzech słynnych piramid Gizy, o wysokości 146 m i długości boku podstawy 230 m, mieści w swoim wnętrzu jedynie komnatę grobową, w której odległość między przeciwległymi ścianami nie przekracza 5m. Spiralny minaret w Samarze nie ma w ogóle wnętrza, a na jego szczyt można dostać się jedynie po zewnętrznej rampie, podobnie puste w środku są wieże wspomnianej katedry w Chartres. Dopiero u schyłku XIX w., dzięki zastosowaniu nowych rozwiązań konstrukcyjnych (konstrukcje szkieletowe ze stali i żelbetu, cienkie ściany zewnętrzne) oraz nowatorskich rozwiązań w zakresie systemów wentylacyjnych i grzewczych, stało się możliwe wznoszenie budynków wysokich o dużej przestrzeni użytkowej, mogących pomieścić wiele osób. Do rozwoju tego typu architektury przyczynił się niewątpliwie wynalazek Elisha Otisa, czyli tak popularna dziś winda, która umożliwiła szybką i bezpieczną komunikacje pionową.
Nie łudźmy się jednak, że wysokie budynki o walorach użytkowych to wynalazek naszych XIX- wiecznych pradziadów. Kolebką mieszkalnych drapaczy chmur był bowiem starożytny Rzym. Wznoszono tutaj tzw. insule czyli kilkupiętrowe (zwykle 5-6 piętrowe, ale były i wyższe) domy czynszowe. Stabilność tych konstrukcji była jednak wątpliwa (cienkie mury zewnętrzne), co było powodem dość częstych katastrof budowlanych. Poza tym schody niejednokrotnie zastępowała zwykła drabina, a system grzewczy – przenośne piecyki, nie było tez bieżącej wody ani kanalizacji. Mimo tak poważnych wad, osiągnięcia starożytnych Rzymian wzbudzają uznanie, zważywszy na to, że przez wieki nikt nie zdołał im dorównać jeśli chodzi o budynki mieszkalne. Wznoszono co prawda budynki wysokie, ale głównie o charakterze kultowym, w których rozmiary nie przekładały się na przestrzeń użytkową. Jeszcze w połowie XIX w. kamienice czynszowe w miastach miały zwykle nie więcej niż trzy pietra.
Historia budynków wysokich w dzisiejszym rozumieniu tego słowa rozpoczęła się w Stanach Zjednoczonych pod koniec XIX w. Sprzyjała temu koniunktura gospodarcza i wspomniany wyżej postęp technologiczny. Szybko rozwijające się zakłady przemysłowe
i przedsiębiorstwa handlowe obrastały w biura, lokalizowane początkowo przy halach fabrycznych czy hurtowniach. Stopniowo zaczęto jednak przenosić biurowce do śródmieścia, a stało się to możliwe w dużym stopniu dzięki rozwojowi telekomunikacji.
Pierwsze drapacze chmur pojawiły się w Chicago i Nowym Jorku w latach 70-tych i 80-tych XIX w. (Equitable Building, Western Union Building czy Montauk Block). Przez wiele lat oba miasta rywalizowały w budowie coraz wyższych budynków. W Chicago, którego centrum zostało strawione przez pożar w 1871 r., architekci i planiści mieli większą swobodę niż w Nowym Jorku. W tym ostatnim, wieżowce wznoszono początkowo wyłącznie wzdłuż krętych ulic południowego Manhattanu.To właśnie w Chicago powstał w latach 1883-1885 pierwszy wielopiętrowy budynek o szkielecie stalowym- Home Insurance Building. Przejście od murowanych ścian do tego typu konstrukcji stało się punktem zwrotnym w rozwoju budynków wysokich, bowiem dzięki temu znacznie skrócił się czas budowy i zmniejszyła ilość niezbędnych materiałów. To z kolei spowodowało znaczne obniżenie kosztów budowy. Lekki szkielet umożliwił zastosowanie dużych przeszklonych okien oraz tworzenie przestrzennych pomieszczeń, dających dużą swobodę przy projektowaniu wnętrz. Potencjał, który niosła ze sobą nowa technologia, wykorzystał w pełni L. Sullivan, (obok M. Roche, J Root czy D.Burnham) jeden z najbardziej znanych przedstawicieli tzw. szkoły chicagowskiej. Niektórzy uznajaą wzniesione przez niego w latach 90-tych XIX w. budynki Guarantee Trust w Bufalo i Wainwright w Sant Louis za pierwsze drapacze chmur z prawdziwego zdarzenia. W obu tych budynkach znaleziono pasujące do potęgi i wysokości wieżowca rozwiązania estetyczne, podkreślające jego strzelistą formę. O ile w Chicago powstawały budynki dostosowane wyłącznie do spełnianych funkcji, o tyle w Nowym Jorku nawiązywano do tradycji europejskich. Chętnie stosowano elementy architektury renesansu, czego przykładem jest Flat Iron Building z 1902 r. czy gotyku, jak w przypadku Woolworth Building z 1913 r. Jednak to co zasadniczo odróżniało obie szkoły, to wysokość wznoszonych budynków. W Chicago ograniczono ją do 60 m, podczas gdy w Nowym Jorku budynki pięły się coraz wyżej. Wspomniany już wyżej Flat Iron, będący najstarszym nowojorskim wieżowcem liczy sobie 87 m, a wzniesiony niedługo potem Woolworth 241 m.
Śledząc historię budynków wysokich zadajemy sobie zapewne pytanie, jakie były przyczyny tak gwałtownego rozwoju tego rodzaju architektury począwszy od drugiej połowy XIX w.. Oprócz wspomnianego powyżej postępu technologicznego, gwałtownego rozwoju produkcji przemysłowej itp. musiały zaistnieć zapewne jakieś przesłanki o charakterze socjologicznym. Oczywiście czynnikiem decydującym były tu względy praktyczne, a wiec skupienie olbrzymiej liczby pracowników biurowych i dokumentacji firm w jednym miejscu co znacznie ułatwiało pracę i umożliwiało sprawne zarządzanie przedsiębiorstwem.
Niebagatelną rolę odegrał również kształtujący się wówczas styl zabudowy miasta, który obejmował centrum z wysoką zabudową oraz rozległe przedmieścia -sypialnie, na terenie których królowała niska zabudowa. Taki plan urbanistyczny miast wpłynął znacząco na kształtowanie się rynku nieruchomości. Ceny parceli w centrum Chicago czy Nowego Jorku pięły się gwałtownie w górę, w związku z tym stało się ważne jak najbardziej ekonomiczne wykorzystanie terenu pod zabudowę. Wieżowce spełniały ten warunek znakomicie, ponieważ na niewielkim obszarze można było skupić bardzo dużą liczbę pracowników oraz całą dokumentacje związana z funkcjonowaniem firm. W ten sposób w miastach amerykańskich ukształtowały się centra biznesowe. Posiadanie siedziby w takim właśnie miejscu ułatwiało kontakty między przedstawicielami różnych przedsiębiorstw, śledzenie tego co dzieje się na rynku i szybkie reagowanie na jakiekolwiek zmiany.
Należy również pamiętać o względach czysto psychologicznych, jednym słowem o zasadzie „Jak mnie widzą tak mnie piszą”- posiadanie biura w jednym z takich wzbudzających podziw drapaczy chmur podnosiło prestiż firmy. Jeżeli dzisiaj przyjrzymy się powstałym pod koniec wieku XIX i na początku XX wieżowcom Nowego Jorku zauważymy zapewne, że nie są to bynajmniej proste „bloki”. Inwestorzy, którzy wykładali pieniądze na ich budowę mieli i fantazje i „głębokie kieszenie” do których nie omieszkali sięgnąć. Ludźmi tymi kierowały zapewne nie tylko względy praktyczne, być może, wznoszą takie budowle chcieli dorównać architektom z przed wieków i podobnie jak oni próbowali dosięgnąć nieba. Pogoń za wysokością nie skończyła się bynajmniej na początku XX w., chociaż przez wiele lat, po wybudowaniu Empire State Building, wydawało się, że osiągnięto już wszystko i wyżej już nie można się wspiąć. Dzisiaj miasta na całym świecie pełne są wieżowców, których inaczej niż drapaczami chmur nazwać nie można. Rodzi się wiec pytanie czy wznoszenie owej symbolicznej drabiny do nieba zapoczątkowane wybudowaniem mitycznej Wieży Babel kiedyś się zakończy.
Oczywiście istnieją ograniczenia natury technicznej i rzec by można środowiskowej. Co do pierwszych, to chodzi tu głownie o zapewnienie szybkiej i sprawnej komunikacji wewnątrz tak wysokiego budynku. Dodawanie niezliczonych pięter, chociaż teoretycznie możliwe, powodowałoby konieczność instalowania kolejnych wind, aż w końcu doszlibyśmy do paradoksu, że zajmują one większość powierzchni użytkowej takiego budynku. Do czynników o charakterze środowiskowym należy zaliczyć wiatr. Siła z jaką podmuch wiatru oddziałuje na fundamenty jest w przybliżeniu proporcjonalna do kwadratu wysokości budynku, a więc w przypadku gmachu 100-piętrowego jest ona około 4x większa niż w przypadku 50- piętrowego. Niemniej jednak już dzisiejsze możliwości konstrukcyjne są imponujące- jesteśmy bowiem w stanie zaprojektować wieżowiec na ściany którego bez wywoływania szkód, może oddziaływać huragan z siłą 15 tys. ton. A przecież technika nadal się rozwija. Omawiając ograniczenia w budowie wieżowców należy zwrócić uwagę na wpływ jaki wywierają one na otoczenie. Rzucają długie cienie , powodują powstawanie niebezpiecznych podmuchów wiatru, a także stają się przyczyną znacznego nasilenia ruchu samochodowego i pieszego co ma niebagatelne znaczenie jeśli chodzi o przepustowość ulic. Tak więc względy urbanistyczne i architektoniczne stanowią również pewną barierę przy wznoszeniu budynków wysokich.
Po wydarzeniach 11 września 2002 roku w Nowym Jorku być może zrodziło się w nas pytanie o sens istnienia wieżowców, które ze względu na swoje rozmiary i liczbę mieszczących wewnątrz ludzi wydają się być idealnym celem ataku terrorystów. Jakkolwiek to co się wydarzyło było straszną tragedią musimy jednak pamiętać, że to nie Wieże Word Trade Center były jej przyczyną lecz pozbawieni skrupułów ludzie. Terroryzm istniał od wieków pod różnymi nazwami, a terroryści wykorzystywali wszelkie sytuacje i miejsca. Przecież to, że ludzie giną z ich rąk w sklepach, kinach czy w metrze nie podważa sensu istnienia tychże sklepów, kin itd. Względy psychologiczne mogą jednak na pewien krótki okres zniechęcić nas do wznoszenia wieżowców, ale podobnie jak z podróżami lotniczymi nie będzie to trwać długo.
Natura człowieka kieruje go bowiem ku wznoszeniu rzeczy wielkich i niezwykłych, pokonywaniu ograniczeń i wreszcie by rzec przewrotnie ku zaspokajaniu własnej próżności. A może drapacze chmur są dla współczesnego człowieka czymś w rodzaju Piramidy Cheopsa czy babilońskich zigguratów – drabiną ku niebu?
Tekst mgr inż. arch. Adam Karkusiewicz
http://forum.gkw24.pl/viewtopic.php?t=1042
http://www.muratorplus.pl/technika/osiagniecia-inzynierii/wiezowce-lek-czy-fascynacja_57671.html
Dodaj komentarz